dopadła

mnie jesień. Zawroty, doły, upadki. Budzik dzwoni, a ja go wyłączam. Gorzej z naturalnym "budzikiem" Antkiem, który od kilku dni zsynchronizował się z moim dołowaniem i swój koncert zaczyna około 4-5 rano. Problemem jest albo: chęć na ciastko z kremem (o 5 rano), smoczek (wyrzucony definitywnie do kosza na śmieci tydzień temu), zabawa samolotem ( a nie helikopterem, który ma), mleczko (które potem okazuje się za ciepłe i całe ląduje w zlewie). I to jeszcze gdyby płakał to dałoby się to jakoś przetrwać, ale on po prostu wrzeszczy, aż się boję wychodzić na klatkę, bo sąsiedzi mnie zlinczują za te poranne pobudki.czas zdecydowanie przyspieszyć: hurry up

Komentarze Facebook