co z tą szkołą?

Kiedy nad Polską pojawiło się widmo posyłania sześciolatków do szkół wybuchła ogólnonarodowa panika. Wypowiadali się wszyscy rodzice niemowlaków i osiemnastolatków , babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, uczniowie, którzy trzy lata siedzą w pierwszej klasie, i w ogóle wszyscy i wszędzie l. Po kraju zaczęły krążyć różna petycje do podpisywania, że to zło, krzywda i katorgi straszne. Nie złożysz podpisu - jesteś wyrodna/y, niewrażliwy na krzywdę wspomnianych sześciolatków. Same sześciolatki nic nie mówiły, bo ich nikt o zdanie nie pytał w myśl zasady: dzieci i ryby głosu nie mają. Dyskusja nieco ostygła, a sprytne społeczeństwo wymyśliło sobie sposób obejścia tego wysyłania i zaczęło masowo odwiedzać poradnie psychologiczno- pedagogiczne przekonując, że ich dziecko jest mniej ogarnięte i rozwinięte niż ustawa przewiduje. Ja do żadnej z tych grup nie należę i moje dziecko, to starsze, do szkoły idzie . Dziecko się cieszy, doczekać nie może i pójść chce bardzo. (Wspominałam już o tej fascynacji wielkim korytarzem)obawy natomiast pojawiły się u mnie. Co więcej zaczęłam rozumieć tych wszystkich przeciwników tego pomysłu. Bo otóż taka szkoła to jest ciężka praca, konieczność dyscypliny, pilnowania i sprawdzania- przez rodziców. I to właśnie rodzica tracą najwiecej. Tracą swój wolny czas- bo nie mozna już cały czas wysyłać dziecka do zabawek, bo trzeba przysiąść i przez pół godziny rysować literkę"a", potem przychodzi "M" i to najgorsze "g" z tymi wszystkimi zawijasami.

Komentarze Facebook