Buon Giorno

tegoroczne wakacje, a właściwie pierwsza ich część, były jak, wejście "jedną nogą" do wakacji typu all inclusive, na których nota bene nigdy nie byliśmy, ale według moich wyobrażeń o tego typu wypoczynku tak właśnie się czułam. No prawie tak. Po pierwsze miejscowość, którą wybraliśmy ze względów sentymentalnych ojca dzieci, trudno nazwać urokliwą w sensie włoskim. I wszyscy Wy, którzy mówiliście mi  "o jedziesz na pamiętniki z wakacji", mieliście rację. Przez cały czas w pocie czoła szukałam jakiś oznak mieszkańców-tubylców tego miejsca i ich nie znalazłam. Cała ta miejscowość została stworzona dla turystów i przez turystów. Same hotele, domki do wynajęcia, pola namiotowe. Deptak długości 10 kilometrów z tandetą za kosmiczne euro. Błyskające lampki i życie zaczynające się o 21.Po drugie, mieliśmy mieszkanie, swoją droga bardzo przyzwoite, w kompleksie domów wypoczynkowych, których było chyba z 15.Wszystkie wyglądały tak samo, więc trudno mówić o jakiejś intymności czy uroku. Wokół nas włoscy, niemieccy i skandynawscy turyści. I cały czas krążąca po głowie piosenka "Mięsny Jeż",bo taki to był mniej więcej poziom.Ale na szczęście nie były to wakacje typu all inclusive i miałam miotłę, która pozwalała mi się relaksować, zamiatając 5 razy na dzień w ramach ćwiczeń, żeby robić coś innego niż tylko leżeć w basenie.

Komentarze Facebook