Siedzę z tymi moimi gilami z nosa i skurczami brzucha w domu.Taka piękna dziś pogoda.Przez otwarty balkon wleciała osa.I wyleciała.Przejrzałam facebooka.Zapłaciłam rachunek za telefon.Zjadłam jabłko.Trzy ogórki kiszone.Kawałek gorzkiej czekolady z chili.Nasmarowałam brzuch kremem przeciw rozstępom.Obiad mam z wczoraj.Ugotowałam gar żurku.Nacio w przedszkolu.Jak ja za nim tęsknię!Wczoraj dziadek zabrał go na całe popołudnie. I całe szczęście, bo dostałam gorączki i spałam.Dzisiaj jest już dużo lepiej.Ciążowe dolegliwości też praktycznie w zaniku.Albo tak już do nich przywykłam, że stały się obojętne.A im lepiej się czuję, tym bardziej mi żal.Żal mi tej ciąży.Brzucha mi żal.Natanka mi żal, że tak mało teraz z nim mogę.Kiedy w końcu czasu dużo, to sił brakuje i możliwości ruchowych.Tęsknię za aktywnym czasem we dwójkę. On i ja.Ciągle mam takie dziwne przekonanie, że coś mi ucieka. Ten czas ciążowy przesypuje się przez palce jednej ręki. Przez palce drugiej ucieka czas dzieciństwa Natanka.A za chwilę...Jejku, coś mi ciągle podpowiada, że za chwilę będzie jeszcze gorzej.Boję się.No bo jak to będzie?Przechodziłam już raz przez to, ale zupełnie nie pamiętam.Jazdę bez trzymanki pamiętam i permanentne niewyspanie.Wizja mało zachęcająca w porównaniu z dzisiejszymi ogórkami kiszonymi.Skończy się.Spokój.Możliwość popołudniowej drzemki.Czekolada gorzka.Długi prysznic z peelingiem i maską na włosy.Oglądanie z nudów telewizora.Nicnierobienie.Ja chyba nie chcę.