Ale się "zaśliniłam"
Na początek wydarzenia z dnia wczorajszego. Wstaję sobie grzecznie rano (pomimo niedzieli nawet całkiem wcześnie rano - o 7, ponieważ szykowaliśmy się na chrzciny), idę do łazienki i szykując się do mycia spoglądam na dekolt, a tam... trzy zaschnięte ścieżki, jakby ślimak mi przeszedł po biuście. Pierwsze o czym pomyślałam, to "ależ się zaśliniłam". Trzeba byłoby być nie lada wyczynowcem, żeby coś takiego osiągnąć, więc stwierdziłam, że moja teoria jednak nie jest zgodna z prawdą. Po chwili dysputy z samą sobą i szczegółowej analizie śladów (niczym Sherlock Holmes ;) ) doszłam do wniosku, że to nie ja się zaśliniłam, a moja pierś. Takie to (prawie) noworoczne zaskoczenie. Myślę, że wszystkie mamy wiedzą, skąd się bierze owa "siara" , a dla tych kobiet (i "ciekawskich" mężczyzn), które jeszcze nie wiedzą, zapraszam
tu.