Pożegnania.

Na początek ma coś dla Was.Odkryłam niedawno.Uwielbiam.Klik ;-)- Dzień dobry. - rzuciłam około ósmej rano wchodząc do naszego spożywczaka tak, aby na nikogo nie patrzeć. Tak aby nikt nie zauważył zaspanych oczu, odbitej na policzku poduszki i nieumytych zębów.- Dzień doooobry. Jaaaaka pani opalona! Gdzie Pani była na urlopie? - zapytała śliczna ekspedientka w moim wieku, z radosną ciekawością wpatrując się swymi czarnymi oczami w moją zaspaną twarz. - z tajnego planu przemknięcia niezauważoną po bułki nici.Kiedy byłam nastolatką mama zaczęła wysyłać mnie i moją młodszą siostrę na kolonie. To były czasy, kiedy zakłady pracy fundowały swoim pracownikom i ich rodzinom wczasy pod gruszą. Mama dopłacała niewielką część, a my dzięki temu z dziką radością jeździłyśmy rok w rok do mojej pełnoletności.Uwielbiałam te wyjazdy. Człowiek dostawał kieszonkowe, którym mógł dysponować. Własne pieniądze. Niewiele ich było, ale jednak dawały możliwość decydowania o sobie. Pozostawiało się w tyle ciasne mieszkanie, rodziców z ich przykazami, brak przyjaciół, smutki codzienności.Przede mną była...Wolność.Scenariusz powrotu z takiego wyjazdu zawsze następował ten sam.Jeszcze na miejscu żegnaliśmy grupy z innych miast, sowicie je opłakując.

Komentarze Facebook