Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Ukochany zabrał dzieci na wyprawę, żebym mogła spokojnie popracować. Niestety mój mózg jest w stanie śpiączki i nie mogę z niego nic wykrzesać.Podczas wspólnych posiłków jeśli nie ma sprzeczek( licznych) to pojawiają się wspomnienia. I nie wiem jak to jest, ale na przykład przy budyniu mój Ślubny zaczyna opowiadać ( zresztą po raz setny) jak to będąc w przedszkolu "rezerwowali" sobie budyń wkładając do niego paluchy lub czasami gorzej, bo ...popluwając. Brrr. Nie mijają dwie sekundy a moje potomstwo wprowadza w czyn opowieści tatusia. Na szczęście ograniczając się do pomysłu z paluchami. Nie mijają kolejne dwie sekundy i rozlegają się wzajemne pretensje:- Ja ci wsadziłam tylko trochę.-A ja ci tylko jednego. Mama on mi wsadzi całą rękę.I to jest ten moment w którym mam ochotę krzyknąć:-To są geny Twojej rodziny!Kiedyś zresztą, kiedy zepsułam im jakąś świetną według nich zabawę usłyszałam:-Ty mamuś nie jesteś prawdziwy Walczak.-Dlaczego?- prawie zatkało mnie z oburzenia-Bo ty się nie urodziłaś w naszej rodzinie.I tak żyję z piętnem obcej. Dobrze, że Ślubny przy mnie wiernie trwa, bo nieraz bym straciła stanowisko.Dziś dostałam zresztą zestaw fachowca: miotłę i kapelusz czarownicy. Chyba nie doczekają się obiadu.

Komentarze Facebook