Przyszło lato, wszystko wraca do życia i... te wredne krwiopijce również. Niestety jak tylko komary zaczynają latać w poszukiwaniu świeżej krwi, ja staję się ich celem numer 1. To wygląda tak, że w pomieszczeniu może być kilka osób, a jak tylko jestem tam ja to w 90% przypadków komar lub meszka wybiorą właśnie mnie. Jakbym miała na czole wypisane "Hej! Jestem smaczna! Zjedz mnie!". Wybierając się na rodzinnego grilla zaczęłam zastanawiać się, co zrobić, aby nie dać się wyssać.
Jak to w tym okresie również bywa, wszędzie pojawiają się reklamy środków odstraszających owady. Niestety większość z nich to środki, których wolałabym unikać ze względu na skład (takie zboczenie). Poczytałam tu i tam i postanowiłam wypróbować sposób naturalny: olejki eteryczne. Przyznam szczerze, że byłam dość sceptycznie nastawiona. Wiadomo nie od dziś, że każdy patrzy przez pryzmat siebie i zastanawiałam się, dlaczego taki komar miałby nie lubić zapachu eukaliptusa. Ale spróbowałam.