Najlepszy lekarz rodzinny.

Mieszkam na takim osiedlu, na którym jest wszystko.Kościół. Trzy markety. Warzywniak. Piekarnia. Mięsny. Dwie kwiaciarnie. Dwie krawcowe. Szewc. Cztery salony fryzjerskie. Bank. Dwóch stomatologów. Żłobek. Dwa przedszkola. Stadnina koni. Kilka placów zabaw. Apteka i przychodnia lekarska.Zupełnie jak małe miasteczko.Przychodnię lekarską prowadzi wzięty pan doktor - prawie polityk - lekarz medycyny rodzinnej, w dwa tysiące którymś nagrodzony tytułem NAJLEPSZY LEKARZ RODZINNY w mieście, czy jakoś tak.Pan doktor posiada super furę, jak na człowieka skromnego (wzrostu) przystało oraz lubi brąz.Jest bezkonkurencyjny.Do wyboru w przychodni mamy panią doktor długowłosą, która unika wypisywania recept jak ognia, bo przecież i tak wszystko minie...Oraz krótkowłosą pani doktor numer dwa, która jest absolutnie wspaniała, rzetelna, cierpliwa i życzliwa. Ma tylko jedną wadę - przyjmuje dwa razy w tygodniu. Przez dwie godziny.Kłuje mnie coś w jamie brzusznej. Czasami. U góry tak gniecie, pod żebrem. A że tyle słyszy się obecnie o tym, iż ludzie ignorują pierwsze symptomy groźnej choroby i dlatego umierają potem bez szans na ratunek, wiedziona instynktem samozachowawczym oraz, a może przede wszystkim, swą utajoną hipochondrią udałam się do placówki zdrowotnej. Pani doktor absolutnie wspaniała - na urlopie. Do doktora miejsce jest, więc idę.Pan doktor wita serdecznie. Wstaje. Rękę podaje. Siada. I słucha.Ja na to, że kłuje.

Komentarze Facebook