Matki niezrównoważone emocjonalnie.

Raz dwa trzy.Raz dwa trzy.Raz. Raz.Tu brzoza. Tu brzoza.Zagajnik? Czy mnie słyszysz?Znowu się udało.Uciekłam z domu.Wagary lubiłam zawsze.Te dorosłe smakują podobnie. Pyyyysznie.Zmieniłam lokal. Okno jest. Za nim ja. Przed nim deptak z ludźmi do oglądania.Kawa względna. Obsługa poprawna. Muzyka kojąca.Najsss.Zatem zaczynam.Jakiś czas temu rozmawiałam sobie z moją koleżanką.Dwie matki pitu pitu o zmarszczkach, zwisających tyłko-cyckach, ciuchach, dzieciach...Gdy zeszło na dziecięce dolegliwości, moja kumpelka opowiedziała mi, że gdy urodziła swoje maleństwo, zdarzały się jej takie chwile, gdy siedziała przy swoim śpiącym okruszku i płakała nad nim.Na początku nie wiedziałam o co jej właściwie chodzi...Wkrótce wyjaśniła, że po prostu było jej strasznie żal tego maleństwa. Że jest tak bardzo nieporadne i zdane na łaskę i niełaskę rodziców. Nie może nic zrobić. Nie może powiedzieć, czego potrzebuje, co je boli. Nie może pokazać palcem. Nie może wstać i sobie pójść. Nie może nawet się odkryć gdy jest mu gorąco, albo podrapać po nosie.- Wyobrażasz sobie być w takiej sytuacji?-zapytała. - Koszmar!Tak strasznie było mi żal... Dlatego wyłam.Rzeczywiście - koszmar.Ta rozmowa na długo zapadła mi w pamięć. A odkąd w naszym domu znowu pojawił się dzidziuś wraca niezmiennie, zwłaszcza gdy naszego Frynka coś dręczy. Co z resztą nie jest rzadkością. A wtedy i mnie zaczyna dręczyć, że jego dręczy, a ja nie wiem, w co właściwie celować, bo symptomy zwykle nie są jednoznaczne.

Komentarze Facebook