Imbirowe cudo.

Każdy ma jakieś swoje lęki.Jedni boją się latać samolotem.Inni jeździć windą.Ja boję się śmierci, utraty bliskich, starości.Bardzo.Jednak najbardziej paraliżuje mnie strach o zdrowie mojego synka.Kiedy planowałam jego pójście do przedszkola najbardziej bałam się nie jego płaczu przy rozstaniu, tylko ciągłego chorowania.W rozmowie z koleżanką usłyszałam  wtedy, że przecież chorowanie to nic takiego. W końcu każdy glut mija.To prawda.Przecież to wiem.Ale wcale mnie to nie uspokaja.Synowy kaszel przeraża mnie.PRZE-RA-ŻA!A gorączka paraliżuje.Nacio chodzi do przedszkola trzeci miesiąc.Aktualnie mamy za sobą bardzo złożoną czterotygodniową infekcję, której przebieg był sinusoidalny.Infekcja była obustronna.Bakteria, wirus, tudzież inny przedszkolny mutant u syna zagnieździł się w zatokach.U matki w gardle.Miała któraś z Was, drogie koleżanki, kiedykolwiek przez trzy tygodnie żwir w gardle? Żwir oporny na WSZELKIE, możliwe madykamenty do ssania?Mam traumę.Moje gadulstwo zostało poważnie utemperowane, a ja cierpiałam podwójnie.

Komentarze Facebook