I w koncu przyszedl MAJ

Taki idealny. Bardzo wyczekiwany, sloneczny i cieply. Z dmuchawcami, ogorkami malosolnymi, lodami i kwitnacym bzem. Zielony Maj, z krotkim rekawkiem, otwartym balkonem, pozytywnym mysleniem, wewnetrzna energia i ochota na zrobienie czegos fajnego! Uwielbiam taki Maj i to uczucie, ze jeszcze troche, troszeczke i zagosci u nas lato!
Koncowke kwietnia i pierwsze majowe, jeszcze chlodne dni spedzilismy na Podlasiu. Pobylismy troche czasu z najblizszymi i nareszcie udalo nam sie doprowadzic do stanu uzytkowania nasza kamperowa toyote, ktora po zeszlorocznej malej kolizji cierpliwie czekala na wymiane przedniego grila.
Przez ostatnie osiem dni bujalismy sie w Wielkopolsce, u moich rodzicow. Zrobilismy sobie wagary od codziennosci, od obowiazkow, od Mikolajowego angielskiego... To byl wyjazd inny niz wszystkie, bo bez J., ktory po 2 dniach musial wracac do Warszawy. Zostalam wiec z Mikolajem sama... pierwszy raz od szesciu lat rozstalismy sie na tak dlugo! Na emigracji raczej nie praktykowalismy tego typu wyjazdow, stad tez uczucie 'innosci', ktore nam towarzyszylo. Fajnie bylo zatesknic, odpoczac od siebie i pobyc w rodzinnym domu. Zdecydowanie polecam taka kontrolowana separacje ;)

Komentarze Facebook