Dziecko uczepione spódnicy.

Matka M. zakupiła sobie drogą wysyłkową spódnicę.Suto marszczoną, długą do ziemi spódnicę z szarej dresówki.Absolutnie przeboską!Tak już Matka ma, że jak już sobie coś wyśni, ubzdura, upatrzy, a potem w końcu nabędzie, to cieszy się jak dziecko.Chodzi taka przez dni kolejne trzy w takowym odzieniu, regularnie podziwiając swój nabytek w lustrze.Co najmniej kilkakrotnie w ciągu dnia.Ale nie o spódnicy być miało.Raczej o synu.Wspominałam Wam kiedyś, że marzyłam o córeczce?Co było, a nie jest - nie pisze się w rejestr!Otóż...Stoi oto Matka w swej spódnicy w popołudnie weekendowe w scenerii kuchennej.Nagle wbiega Pierworodny. Spódnicy się czepia, zawisa prawie (ach...iście poetycki przecież gest czyniąc), cmoka matczyne udo na wysokości wzroku swojego i rzecze:- Moja Ty ślićna lalećko!Matka rozpłynęła się ze wzruszenia, rozkoszy i szczęścia przeogromnego...Córeczka?Jaka córeczka?!;-)Na zdjęciu zajawka kolejnego - miętowego wpisu;-)Gdzie ta mięta? Będzie;-)

Komentarze Facebook