Spowiedź matki mało-idealnej ...

O wielu rzeczach nie mówi się przyszłym matkom. Karmimy się/ karmią nas wyidealizowaną wizją szczęśliwej rodziny z reklam tv. I choć oczywiście w macierzyństwie czy tacierzyństwie miłość dominuje, a szczęśliwych chwil jest dużo, to kiedy przychodzą złe i trudne - często nie wiemy co zrobić.

Czy to z nami coś jest nie tak? Jak to możliwe, że w naszym domu panuje chaos, wrzaski, krzyki, bunty, złość, czasem brzydkie słowa czy bałagan... A miało być tak pięknie! Samej jest mi ciężko pogodzić się z tym, że moje dzieci się kłócą, krzyczą, czasem nawet próbują bić, córka pyskuje (ma 8 lat, matko co będzie jak będzie miała 18...), a syn ryczy czasami z byle (w moich oczach) powodu (przecież ogórek miał być w łódeczki, nie w plasterki.... łyżeczka ze misiem, nie z królikiem... koszulka czerwona albo nie pójdzie do przedszkola... i masz ci los histeria). I ja - krzycząca na nich, denerwująca się, czasem nawet wymsknie mi się brzydkie słowo.

Pamiętam jak moja mama na mnie wrzeszczała - za skarby świata nie chciałam taka być... a jestem! Nie chcę by moje dzieci pamiętały mnie jako wrzeszczącą matkę. Ale nie zawsze potrafię sobie z tym poradzić, a potem mam wyrzuty sumienia... Czasami tak niewiele trzeba, żeby wyprowadzili mnie z równowagi. Sama nie wiem dlaczego... Mam spokojną pracę, którą lubię, męża, który dba o nas i kocha, dzieci, które są moim szczęściem.... Mimo tego tyle we mnie złości, rozczarowania, obaw.

Tak bardzo jestem zestresowana, że moja odporność spadła prawie do zera, ciągle coś łapię, mimo, że zdrowo jem i dbam o siebie. Moja lekarka mówi, że co druga matka ma nerwicę, ale o tym się nie mówi. A za tym idą inne problemy, np. zdrowotne. W moim przypadku chyba szkodzi mi wrodzony perfekcjonizm i to, że ciągle czymś się martwię (czy wszystko spakowane, czy wizyty do lekarza umówione, kontrole, wydarzenia szkolno- przedszkolne, czy dobrze ubrani, czy nic im się nie stanie...).

Walczę z tym, próbuję się wyluzować, ale to nie jest proste. Zawsze staram się wszystko robić na 100%, i to na 100% dobrze. Ale macierzyństwo tego nie wymaga... Ostatnio nie spakowałam córce zeszytu do religii i... świat się nie zawalił. Nie mówię o totalnej olewce, ale o świadomości, że my matki nie musimy być idealne. I tym podsumowaniem kończę, mając nadzieję, że uda mi się wprowadzić je w życie!

Jagoda

Komentarze Facebook

Patronat BlogiMam