Nasz Natanek, Natuś, Natek

Oj długo to trwało, długo...

Od połowy ciąży, gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieć chłopca, temat imienia był tematem początkowo spychanym w głąb świadomości. Potem co jakiś czas dawał o sobie przypomnieć, aż w końcu żaden inny temat nie istniał.

Jako, że byłam przekonana cały czas, że będziemy mieć córeczkę, to i nad chłopięcym imieniem nigdy się nie zastanawiałam. W końcu się zaczęło. Wertowaliśmy kalendarze, księgi imion, szukaliśmy inspiracji.

W końcu padł mój typ - Filip. Męża - Igor. Jako, że mimo próśb, gróźb i innych kobiecych sztuczek ;) nie udało mi się męża przekonać do Filipa (z racji naszego nazwiska...), a ja absolutnie nie chciałam Igora, musieliśmy szukać kompromisu.

Gdy już coś się nam podobało to albo nie dało się zrobić zdrobnienia albo właśnie na odwrót - zdrobnienie super, a imię w normalnej formie całkiem nie dla dzieciątka... I któregoś dnia, pod koniec ciąży, oglądając program Pascala, w którym gotował coś z grupką małych dzieciaczków, usłyszałam imię. Chwilę pomyślałam, przetrawiłam, w myślach wyobraziłam sobie jak go wołam. Mąż przytaknął. I tak mamy NATANA. Natanka, Natusia, Natka. I nie wyobrażam sobie by mogło być inaczej :)

 

Autorka: Aleksandra Filipowska

Chcesz podzielić się własną historią?

Spisz swoją opowieść i wyślij na adres redakcji.

Opublikowana historia będzie inspiracją dla rodziców poszukujących imion dla swoich maluszków:)

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam