Jak pomóc dziecku oswoić dorosłe tematy?

wydawnictwo sensus książki dla kobiet i mam

W domu Zosi (lat 7) wybucha pożar. Przestraszona dziewczynka chowa się w szafie. Wydaje jej się, że tam będzie bezpieczna. Kuba (lat 9) idzie do szkoły. Siąpi deszcz, a przed chłopcem jeszcze długa droga. Gdy obok zatrzymuje się auto, chłopiec korzysta z propozycji podwózki. Nadciąga burza. Maja (6 lat) i Ola (8 lat) chronią się pod rozłożystym dębem. Myślą, że są farciarami, trafiły na darmowy parasol. Jak skończą się te sytuacje? Może happy endem, a może tragicznie.

Nie warto zdawać się na nieubłagane statystyki, tudzież prawo pecha, skoro w grę wchodzi zdrowie i życie naszych dzieci. Przygotujmy je na różne sytuacje, opowiedzmy o niebezpieczeństwach, rozmawiajmy na „dorosłe” tematy.

Brak wiedzy rodzi lęk

Pamiętajmy, że nasza pociecha zetknie się prędzej niż nam się wydaje z problemami dorosłych i zagrożeniami współczesnego świata. Przemoc, konflikty zbrojne, bieda, klęski żywiołowe, seks. Spuszczanie zasłony milczenia na takie tematy niczego dobrego nie przyniesie. Część rodziców odsuwa je na niekończące się „później”. Wychodzi z założenia, że dopóki jakaś sytuacja nie dotyka dziecka bezpośrednio, nie warto się nad nią pochylać.

Taka wojna na przykład. Po co o niej rozmawiać, skoro w naszym kraju panuje pokój. Wojny dzieją się gdzieś daleko, „w świecie” i bezpośrednio nas nie dotyczą, a co za tym idzie – nie warto mącić spokoju dziecka. Takie podejście zapędzi jednak rodzica w kozi róg. Dziecko i tak dowie się o wojnach, atakach terrorystycznych, ładunkach wybuchowych, ofiarach śmiertelnych, przelewie krwi. Usłyszy o tym w autobusie czy w tramwaju, dotrą do niego urywki wiadomości telewizyjnych (nawet jeśli oficjalnie ich z nami nie ogląda), strzępki naszych rozmów z sąsiadami, w których pojawiają się emocje: niepewność, obawa, oburzenie. Nawet jeśli nie rozumie do końca pojęć „ofiary”, „zabite dzieci”, czy „zmasakrowane ciała”, wyczuje potężny ładunek emocjonalny w nich zawarty. Dziecko nie jest w stanie odpowiednio przetworzyć wiadomości płynących ze szklanego ekranu. Dodatkowo odbiera świat w czasoprzestrzeni „tu i teraz”, i w efekcie myśli, że wojna dzieje się gdzieś blisko niego. Dla niego to realne zagrożenie, wywołujące pytania: „I co teraz będzie?”, „Czy mój dom zostanie zniszczony?”, „Czy tatę zabije bomba?”, „Czy nie będziemy mieli co jeść i co pić?” To, że nie rozumie do końca informacji powoduje, że lęk i poczucie zagrożenia są jeszcze większe.

A pokój posprzątany?

„Mamo, a skąd ja się wziąłem?”, „A jak mnie urodziłaś?”, „A co ze mną będzie, jak umrę?”, „Czy ty i tata zamieszkacie osobno?”

Takie pytania padają najczęściej w najmniej odpowiedniej dla rodzica chwili. Między sprzątaniem ze stołu, a przerzucaniem naleśnika na drugą stronę. Podczas manewru wyprzedzania. Gdy myjemy sobie włosy. Gdy pędzimy za młodszym szkrabem, który cały upaćkał się dżemem. Pytanie nas zaskakuje, zbija z tropu, czasem zawstydza. Jaki bywa wówczas pierwszy odruch rodzica?

Czasem okłamujemy poprzez przekazywanie jakichś powiedzonek przekazywanych z pokolenia na pokolenie („Dzieci przynoszą bociany”, „Mama znalazła cię w kapuście”). Innym razem staramy się lukrować prawdę: dziadek nie umarł tylko zasnął. Kolejna metoda to znajdowanie tematu zastępczego. Dziecko słyszy od nas wtedy: „A pokój posprzątany?”, „Zamiast dopytywać, lepiej byś lekcje odrobił”, „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Wszystko to ma jeden cel: zgasić dziecięcą ciekawość i przełożyć niewygodną rozmowę na nieokreślone „kiedyś”.

Dlaczego tak robimy? Z lęku, że nie poradzimy sobie z odpowiedzią na pytanie. Czasem z zażenowania, które pojawia się, gdy mamy przedstawić dziecku kwestie związane z intymnością czy seksualnością. Jedną z barier na drodze do swobodnej rozmowy z dzieckiem na tzw. dorosłe tematy jest fakt, że rodzice nie zaszczepili w nas samych potrzeby prowadzenia takich rozmów. Wielu współczesnych rodziców to przedstawiciele pokolenia, do którego nagminnie mawiano: „Dzieci i ryby głosu nie mają” oraz „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”. Powielają zatem schematy wyniesione z domu, wmawiając sobie, że nie ma sensu rozmawiać z sześciolatkiem o niepełnosprawności czy kataklizmach, bo jest na to za mały, bo i tak niewiele z tego zrozumie, bo jeszcze zdąży się naoglądać z życiu biedy, przemocy, niesprawiedliwości społecznej. Czasami może to wynikać także z bolesnych doświadczeń, jakie rodzic przeżył, i jeszcze się z nimi nie ułożył. Wyobraźmy sobie mamę, która ma porozmawiać o relacjach damsko-męskich podczas, gdy w dzieciństwie była molestowana przez kuzyna. Albo ojca, który swobodnie rozmawia o kataklizmach w momencie, gdy jako mały chłopiec przeżył gradobicie, które zniszczyło samochód jego rodziców, powybijało szyby w oknach itp. Taki rodzic nie jest gotowy do konfrontacji z danym tematem.

Warto się przełamać

Pamiętajmy, że dziecko jest fantastyczny obserwatorem i doskonale wyczuje lęk rodzica przed danym tematem. Możemy grać, udawać i uśmiechać się od ucha do ucha, ale kiedy pod tym uśmiechem kryje się mnóstwo smutku, żalu czy lęku, to dzieci doskonale to wyczują. Są mistrzami w odczytywaniu niewerbalnej mowy ciała.

Każdy z nas ma pewne tematy, na które niechętnie rozmawia, które wywołują w nas lęk, złość, wstyd.

Warto je najpierw przetrawić z samym sobą, a dopiero potem usiąść z dzieckiem do rozmowy. Jeżeli w naszym rodzinnym domu nie rozmawiało się przykładowo na temat seksu i do dnia dzisiejszego jest to temat tabu, a my wiemy, że nasza córka ma już dziewięć lat i przydałoby się w końcu co nieco wyjaśnić, a paraliżuje nas lęk, że później dziecko „wygada się babci” i dalej odwlekamy rozmowę, to nie jest to dobra droga. Dziecko i jego pytania mogą być dla nas samych rozwojowe. Jeżeli podejmiemy świadomie wyzwanie i pokonamy własny lęk, przyniesie to korzyść dla wszystkich. Jeżeli napięcie przed rozmową jest duże, to zwyczajnie do tematu trzeba się przygotować. Zastanowić się, co jest dla mnie trudne i dlaczego. Zapytać żonę/męża/partnera lub znajomego rodzica. Porozmawiać, jak oni sobie poradzili z tematem. Poszukać książek, pomysłów na rozmowę. Nie szukać w głowie najgorszych scenariuszy, a właśnie tych dobrych.

Tampon to nie wacik do nosa

Dzieci zupełnie naturalnie przyjmują informacje, o jakich mówimy w sposób wyważony, spokojny, dozując szczegóły stosownie do wieku dziecka. Nie zszokujemy siedmiolatka, jeśli opowiemy mu, że dziecko rozwija się w macicy (zamiast „w brzuchu”). Nie wywołamy też wstrząsu, jeśli sześcioletnia dziewczynka usłyszy, że jej mama używa tamponów do zatamowania krwi (zamiast tłumaczenia, że są to specjalne waciki do nosa). Nie spowodujemy urazu, jeśli przedszkolak dowie się, że kurczak i ryba na talerzu to nie tylko nazwy przypadkowo przypominające gatunki zwierząt. Oczywiście najlepiej jest, jeśli takie rozmowy są dozowane - tu mała porcja informacji, tam kolejna dawka. W ten sposób porządkujemy dziecku świat krok po kroku. Jeżeli dziecko widzi, że rozmawiamy w sposób spokojny, bez nadmiernych emocji, paniki, krzyku czy zawstydzenia, to nie będzie się bało danego tematu. Rodzice nie rozmawiają o wielu sprawach, bo boją się, że zrobią dziecku emocjonalną krzywdę. Obawiają się, że – dajmy na to - temat nieuleczalnej choroby dziecko będzie tak intensywnie przeżywać, że nie będzie mogło beztrosko żyć. Ale, paradoksalnie, wyrządzamy dziecku krzywdę zamykając je w szklanej bańce, przez którą nie przenika pełny obraz świata, składającego się także z bólu i cierpienia. W konsekwencji dziecko, idąc do szkoły i stykając się z wiedzą rówieśników, przeżywa roztrzaskanie takiej bańki w drobny mak.

Nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz

Najważniejsza zasada to: odpowiadamy, ilekroć dziecko zapyta. Nie odsyłamy do pokoju, nie wyśmiewamy, nie udajemy, że pytania nie było, nie mówimy wymijająco, że porozmawiamy jak podrośnie. Jeśli dziecko interesuje się jakiś tematem, oznacza to, że jest gotowe czerpać o nim wiedzę. Jeżeli wieziemy dziecko do szkoły i mamy włączone radio, w którym zaproszeni goście mówią o in vitro, a dziecko pyta nas za chwilę, co to jest ta „inwitra”, to mu wytłumaczmy. Niekoniecznie w pośpiechu i na odczepnego, bo właśnie naszą uwagę pochłania sytuacja na drodze. Lepiej wrócić do tematu w domu, po szkole.

Mówimy prawdę, nie wprowadzamy dziecka w błąd. Oczywiście dopasowujemy ilość przekazywanych informacji do wieku dziecka, podążamy za jego dociekliwością. Kiedy uzna, że chce wiedzieć więcej, da nam znać.

Rodzice czasem boja się, że powiedzą za dużo, udzielą zbyt dosadnej odpowiedzi, wystraszą malca. Trzeba po prostu zaufać sobie i podążać za dojrzałością dziecka. Najlepiej gdy będziemy serwować mu wiedzą po kawałku, stopniowo. Przyjmie tyle, ile na danym etapie będzie w stanie. Jeśli nasza pociecha wciąż dopytuje nas o różne aspekty wybranego tematu, to dla nas znak, że jej ciekawość i możliwości poznawcze nie zostały zaspokojone. Gdy przestaje pytać, możemy uznać, że na danym etapie udzieliliśmy mu wystarczająco szczegółowej odpowiedzi. Trzylatkowi powiemy, że dziecko bierze się z miłości mamy i taty, i to mu z dużym prawdopodobieństwem wystarczy. Dziecko sześcioletnie zwykle będzie próbowało pogłębić temat. Jak ta miłość rodziców przekłada się na to, że dzidziuś ląduje w brzuchu mamy? Czy mama go połyka? Co to jest ta cała fasolka w jej brzuchu? Czy jak ono samo połknie fasolę, to też będzie miało dziecko?

A teraz przykładowa sytuacja do omówienia: co by było gdyby złodziej włamał się do naszego domu?

O czym warto dziecku powiedzieć:

Nikt z nas nie wie, jak wygląda złodziej. Najczęściej nic go nie wyróżnia z tłumu. To zupełnie inaczej niż w bajkach i filmach dla dzieci, gdzie zły bohater ma specyficzne rysy twarzy, posturę i chód. Zwężone oczy, kanciasta szczęka, mocny zarost, blizny, tatuaże etc. Złodziej może być nam zupełnie nieznany, ale może też być to ktoś, kto mieszka kilka ulic dalej, kogo spotykamy na codziennych zakupach, kto nam się kłania i uśmiecha serdecznie do dziecka.

- Jako rodzice robimy wszystko, by nasz dom był bezpieczny. Złodziej ma niewielkie szanse, żeby się włamać, gdyż założyliśmy solidne drzwi antywłamaniowe, co wieczór włączamy alarm (można któregoś razu zademonstrować dziecku, jak bardzo jest on głośny, uprzednio je na taką sytuację przygotowując), mamy wokół domu kamery, zamykamy drzwi na klucz i zawsze sprawdzamy czy są dobrze zamknięte etc.

- Warto od małego uczyć nasze pociechy przestrzegania różnych zasad, które zmniejszają ryzyko obrabowania domu i nas samych na przykład w trakcie zakupów:

* nie chwalimy się osobom nieznajomym oraz kolegom w szkole tym, co posiadamy: „A mój tata jeździ BMW”, „Mam własny telewizor w pokoju i tablet”, „Rodzice mają specjalną skrytkę na dokumenty i biżuterię”, „A powiedzieć ci tajemnicę? Hasło do skrytki moich rodziców to: 1, 2, 3, 4”, „Moja mama kocha buty. Ma ich chyba ze sto par, a niektóre kosztują tyle, co komputer”,

* nie opowiadamy na prawo i lewo o tym, gdzie spędziliśmy wakacje („Byliśmy na Teneryfie w hotelu z trzema basenami”) oraz dokąd i na jak długo wyjeżdżamy z rodzicami na urlop („Za kilka dni lecimy do Hiszpanii. Nie będzie mnie w szkole aż dwa tygodnie”). W szczególności nie zamieszczamy tego rodzaju informacji na portalach społecznościowych,

* nie obnosimy się ze swoim nowym smartfonem, iPhonem i innym sprzętem elektronicznym; nie wyjmujemy ich zwłaszcza, gdy idziemy w dużej grupie np. kiedy wychodzimy ze szkoły razem z uczniami ze starszych klas,

* klucze do domu nosimy zawiązane na sznurku zakładanym na szyję albo schowane w plecaku w osobną zamykaną na zamek kieszonkę; po przyjściu ze szkoły odkładamy je zawsze w jedno i to samo miejsce,

* jeśli zauważymy, że jakiś przechodzień bacznie obserwuje nasz dom, informujemy o tym rodziców,

* nigdy nie otwieramy drzwi nieznajomym, jeśli w domu nie ma rodziców/pełnoletniego rodzeństwa (nie obchodzą nas żadne tłumaczenia i prośby wygłaszane do domofonu: że to kurier z pilną przesyłką zaadresowaną do dziecka, że to listonosz z listem od cioci, że to sąsiad z zaproszeniem na urodziny od synka, który chciałby się zaprzyjaźnić),

* jeśli dzieje się coś niepokojącego, a dziecko potrafi korzystać z telefonu, niech dzwoni pod numer alarmowy: 112

dziecko zaczepione na ulicy przez nieznajomego niech nie mówi pod żadnym pozorem dokąd zmierza, gdzie mieszka, czy rodzice są w domu, gdzie pracują itp.

nie umieszczamy na FB zdjęć z naszego domu – złodziej, biorąc pod uwagę tło zdjęcia (np. widok z okna), może rozpoznać gdzie mieszkamy. Pamiętajmy również, że istnieją aplikacje pozwalające na zlokalizowanie użytkownika.

A jeśli doszłoby do włamania…

Warto również porozmawiać z dzieckiem, jak zachować się, gdy dojdzie do włamania. To niełatwa sprawa, bo teoretyzować sobie można, ale gdy dochodzi do takiej sytuacji w rzeczywistości, to zimną krew traci większość dorosłych. Podstawowa zasada: nie próbujemy bawić się w bohatera i nie stawiamy czynnego oporu. Oddajemy wszystko, o co rabuś poprosi: telefon komórkowy, tablet, laptopa, aparat fotograficzny, portfel, świnkę-skarbonkę. Dziecko musi zrozumieć, że życie i zdrowie są cenniejsze od wszelkiego sprzętu i nie warto ryzykować. Nawet jeśli nowy tablet jawi się mu jako ósmy cud świata.

Młodszym dzieciom lepiej nie opowiadajmy o sytuacji włamania wprost. Możemy taką rozmową wywołać niezamierzenie dużo lęku. Lepiej posłużyć się tu bajką np. o jakimś leśnym zwierzątku, do którego domu zakradł się złodziej i zabrał ukochane przedmioty. Jak zachował się bohater opowiastki? Co czuł? Kto go pocieszył? Dziecko zdobywa w trakcie takiej rozmowy zasoby wiedzy przydatne do wykorzystania w sytuacji kryzysowej bez wywoływania w nim lęku o własne zdrowie i życie.

Można porozmawiać o przedmiotach, które są dla nas - rodziców wartościowe jako pamiątki po bliskich albo jako uwiecznienie najpiękniejszych chwil w życiu (albumy ze zdjęciami, pamiętniki, zeszyty z lat szkolnych itp.).

- Dorosły może opowiedzieć o tym, jak sam stracił ulubiony przedmiot np. zgubił zegarek, i mimo że było mu przykro, starał się nie rozpamiętywać tej sytuacji. Skupił się na tym, co nadal ma: cudowną rodzinę i znajomych, psa/kota, masę drobiazgów, które cieszą: książki i płyty z muzyką, wypielęgnowane kwiaty, ulubiony kubek, z którego co dzień pije herbatę itd.

- To dobra okazja do porozmawiania o tym, że każde zabranie czyjejś własności bez zgody tej osoby jest złe, nawet jeśli w grę wchodzi drobiazg: lizak, cukierek, gumka do mazania, dwa złote. Dziecko musi wiedzieć, że nie wolno przywłaszczać sobie jakiejś rzeczy tylko dlatego, że mu się bardzo spodobała. Niech wyraźnie odczuje, że rodzice nie lekceważą tematu na zasadzie: „To tylko dwa złote”, „Od jednego cukierka sklep nie zbankrutuje”. Każda kradzież jest zła, bo wyrządza komuś krzywdę, sprawia, że ktoś traci swoją własność. Warto zapytać dziecko, jak by się czuło, gdyby ktoś zabrał mu ulubiony przedmiot: maskotkę, grę czy sukienkę.

- Przenigdy nie straszymy dziecka złodziejem: „Jak będziesz niegrzeczny, to zabierze cię złodziej”, „Po raz kolejny zabrałeś swojej siostrze gumkę i kredki. Oj, coś czuję, że rośnie w naszym domu mały złodziejaszek. A wiesz, gdzie trafiają złodzieje? Do więzienia! ”.

Po więcej informacji na temat rozmawiania z dziećmi na poważne tematy odsyłamy do książki „Mamo, co by było, gdyby…? Jak i po co rozmawiać z dzieckiem na trudne tematy” autorstwa Moniki Janiszewskiej i Małgorzaty Bajko - tutaj.

 


 

Komentarze Facebook

Aby dodać treść zaloguj się lub wyślij na adres redakcji)

Chcesz poinformować o konkursie, akcji lub ciekawym wydarzeniu, które organizujesz? Wyślij link do konkursu wraz z opisem na adres redakcji redakcja(@)blogimam.pl :)

Patronat BlogiMam